Herbata i do boju! – a czasem do spokoju

Są ostatnio takie dni, które kończą się padnięciem baterii. Tak jak pada nie podłączony do prądu laptop czy telefon, na którym ktoś za długo oglądał Instagram, tak też pada Ania. I jeszcze próbuję otworzyć jedno oko by chociaż wiedzieć co się dzieje w kolejnym odcinku serialu, który oglądam. A jak to nie wychodzi to chociaż będę słuchać co mówią z zamkniętymi oczami, to powinno wystarczyć. A potem jest ciemność i sny. No padłam.

I to wcale nie dzieje się po wielkich imprezach gdzie coś wypiję. Ani nie po parszywych dniach gdzie ktoś mi wchodzi na odcisk. Często te dni są piękne i pełne wrażeń, widoków, rozmów. Ale kończą się awaryjnym ładowaniem baterii poprzez sen. 1%… 0… gud najt!

Jestem bateryjką!

Takich dni w ostatnim tygodniu było parę, stąd też potrzeba przelania tego na karty bloga. Temat z herbata powiązany luźno, ale może komuś z Was pomoże.

Wraz z zakupem gadżetu jakim był zegarek Garmina znalazłam tam funkcję o nazwie „body battery”. Otóż zegarek próbuje mi zasygnalizować za pomocą tej funkcji jak bardzo w trakcie dnia zużywam siły jakie mam na kolejne i kolejne aktywności jakie wykonuję. A jakie aktywności mi te siły przywracają. Rozbawiła mnie ta funkcja bardzo. No bo jak urządzenie na mojej ręce miałoby to wiedzieć? To przecież ja często nie wiem i przeciągam strunę za bardzo.

A tymczasem jest to całkiem dobra przypominajka, że energię na dzień mamy ograniczoną. Powinniśmy wybierać na co chcemy ją spożytkować, bo potem może nie starczyć na wieczorny prysznic. Dokładność tego urządzenia daleka jest od ideału. On jednak tylko estymuje body battery na bazie danych, które jest w stanie przyjąć.

Dam radę! Przecież kiedyś dawałam radę!

Jak się było młodszym to w ogóle przecież się mogło nie chodzić spać w ogóle, albo spać tylko po parę godzin. Zapożyczało się czas i energię z kosmosu! Magia jakaś, jak patrzę na to z perspektywy dziś:).

Patrząc na swoją przeszłą siebie za każdym razem jak mam taki dzień na niskim poziomie baterii to chodzę sama za sobą jak jeden wielki wyrzut sumienia. „No mogłabyś chociaż wrzucić jakąś fotę herbaty na Instagram albo zrobić krótki live. Minął miesiąc, czas wysłać newsletter! Już jest lipiec, czas zebrać lipcowy program Zaparzaj! Minął prawie cały dzień, a Ty nic nie zrobiłaś!”

Straszna jestem, jak siebie sama słucham. Toteż dlatego co jakiś czas znikam na dzień, a co dłuższy czas (jak teraz) na tydzień. Ładowałam bateryjki.

Będzie dobrze, spotkajmy się przy herbacie!

I teraz jestem znów na tym poziomie, na którym ładuje mnie herbatkowanie, spotkania online z Wami, pisanie, twórczość! Pierwszy raz świadomie pozwoliłam sobie na ten czas. Pacyfikując specjalnie ten głos z wyrzutami sumienia. Więc zanim przejdziemy do herbaty jeszcze parę elementów z tego czasu pomiędzy:

  • oglądam Me before You – film na wskroś angielski, dużo sarkazmu, romansu no i dramat, a przy tym porusza parę poważnych tematów. Oglądaliście?
  • słucham Billie Eilish – i nie wiem jak to się stało:), w sumie tylko 3-ech piosenek, pośród Bebe Rexha, Maneskin, Pidżamą… mix jest pełen chaosu :).
  • gotuję z przyprawami indyjskimi – dzięki Marcie uczę się przypraw indyjskich, nowych zapachów i smaków , bo ja generalnie dopiero od 10 lat mam JAKĄKOLWIEK znajomość sensoryki, chociaż z perspektywy dzisiejszej mojej wrażliwości na smaki i zapachy wydaje się to niemożliwe, to jestem żywym dowodem na to, że można się sensoryki nauczyć!
  • czytam Pestki Anny Ciarkowskiej.

Tak więc, dbajcie o siebie! Pozwalajcie sobie na odpoczynek (a nie tylko na prokrastynację). Planujcie te spokojniejsze dni żeby nie padać na pyszczek bezmyślnie jak mi się to zdarza;). Metaforycznie i dosłownie. Do zobaczenia przy czarce herbaty!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powrót na górę