Uwielbiam zaparzać herbatę w szkle: obserwując zachowanie liści, to jak tańczą w wodzie, patrząc na nasycenie naparu łatwo możesz ocenić czy już zakończyć parzenie. Możesz również pokazać jak liście wyglądają po zaparzeniu bez świecenia do środka czajniczka. A potem czajniczek możesz wstawić do zmywarki i mieć go z głowy.
Jest wiele plusów estetycznych i funkcjonalnych parzenia w szkle. Bardzo szybko to zrozumiałam i dlatego wpierw nie byłam zbyt wielką fanką ceramiki.
Ale to się zmieniło…
Obserwowałam jak herbaciarze wybierają i zachwycają się ceramiką autorską. Ostatecznie czarki i u mnie znalazły swoje miejsce na półce.
Jednak pierwszym momentem kiedy inaczej spojrzałam na herbacianą ceramikę był wyjazd na wypał w piecu pod Szczecinem, na jaki zaprosił nas, Monikę z Czajowni, Jolę z Herbacianego Notesu i mnie, szczeciński garncarz Grzegorz Ośródka w maju 2016 roku.
Przy okazji wyjazdu miałyśmy okazję być świadkami przygotowywania przez Grzegorza nowego szkliwa (które miało wyjść czarne) i wraz z nim szkliwić przygotowaną do wypału ceramikę.
Nauczyło mnie to zwracać uwagę na szkliwienie ceramiki. Zrozumiałam również skąd brać się mogą tak lubiane przeze mnie zielenie.
Co gdzie wyląduje w piecu było ważnym krokiem, więc tę decyzję podejmował Grzegorz. Niektóre elementy ustawiane były na muszelkach, żeby nie przywarły do ceramiki, na której były postawione.
Wkładanie do pieca miało miejsce o poranku drugiego dnia wyjazdu, gdy szkliwo już przeschło. Następnie piec został odpalony i zaczęło się całodniowe pilnowanie temperatury.
Piec otworzyć można było dopiero następnego dnia, gdy dołączył do nas Wojciech Woźniak z całą rodziną i herbatami. Ile czaju popłynęło w tych dniach!
Więcej zdjęć z tego wyjazdu znajdziecie u Grzesia.
Kolejny krok – koło garncarskie
Po dwóch latach od tamtego wyjazdu skusiło mnie, by przetestować moje dwie lewe ręce i umówiłam się z Grzegorzem Ośródką na kolejne spotkanie z ceramiką, tym razem przy kole garncarskim. Spodziewałam się, że po pierwszych zajęciach umówię się już tylko na termin kiedy będę mogła zdrapać Grzesiowi glinę ze ścian po tym, jak narobię bałaganu. Okazało się, że nie było aż tak źle, a sam Grzegorz jest świetnym nauczycielem i zajęcia z nim polecam każdemu zainteresowanemu tym tematem.
Na pierwszym spotkaniu bałam się podejść do koła garncarskiego. Pod koniec nie chciałam od niego odejść.
Praca z kołem garncarskim okazała się czymś, co do mnie trafia: uspokaja, wycisza, rozluźnia i sprawia ogromną frajdę. Nigdy nie sądziłam, że praca z gliną będzie dla mnie. Wygląda jednak na to, że nie jestem w stanie wybić sobie jej teraz z głowy.
Może kiedyś w końcu będę miała wypaloną czarkę własnej roboty, z której napiję się herbaty? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że prędzej czy później tak się stanie. Tylko jeszcze potnę ileś próbnych podejść i znajdę używane koło elektryczne, które mogę odkupić i postawić w pracowni:). Trzymajcie kciuki za to, by kot nie wylądował w glinie! 😉
Koniec drogi, a może dopiero początek?
Jak widać moje podejście do ceramiki zmieniało się w ciągu ostatnich lat. Grzegorz Ośródka nie był jedyną osobą, która miała na to wpływ, ale na pewno jego oddziaływanie było najsilniejsze, za co chciałabym mu z tego miejsca podziękować: Grzesiu, dziękuję za tak miłe i herbaciane powitanie w Szczecinie, wyjazd na wypał i otworzenie mi oczu na świat ceramiki!
Dziś biorąc w ręce nową czarkę sprawdzam palcami jej grubość, zwracam uwagę na glinę, z której została wykonana i na ilość szamotu w niej, a gdy wyczuję palcami coś interesującego w kształcie stopki to niewiele brakuje by, ignorując napar w środku czarki, odwrócić wszystko do góry nogami, by zaspokoić ciekawość.
Być może i przed Wami czeka nie odkryta Droga Ceramiki, kto wie? A tymczasem polecam Wam odwiedzić stronę internetową i blog Grzegorza Ośródki. I trzymajcie za mnie kciuki!
To jak już będziesz lepić sobie czarkę to może jakąś taką próbną zrób to chętnie przygarnę 🙂
Ja w przyszłym tygodniu będę miała pierwszą osobistą styczność z ceramiką. A opowieść Grzegorza Ośródki w Warszawie na którymś Dniu Herbaty bardzo miło wspominam. Dla mnie to nadal zupełny kosmos.
Pewnie przed jakimkolwiek wypałem zrobię jeszcze wieeele próbnych:D. Ten dzień herbaty w Warszawie z białą herbatą od TheTea, pamiętam, niestety wtedy wybyłam wcześniej, więc mnie ominął.
Jak przyjemnie sie czyta. Oby tak dalej. :-).